Święcenie pokarmów w Wielką Sobotę, to tradycja ważna i piękna. Widok wiernych z koszyczkami niesionymi do kościołów - rzecz oczywista i popularna.

Widok rowerzystów ze święconkami przygotowanymi w kaskach rowerowych – sprawa niesłychana. Taki pomysł na przygotowanie niecodziennej święconki podsunęła mi moja figlarna natura. Rozesłałam więc wici wśród „Kręciołów”, a odzew inspirował do dalszego, wspólnego działania. Jedna z cyklistek uzyskała akceptację od Proboszcza kościoła WNMP, zaprzyjaźniony „Kurem Mazurski” zamieścił w dwóch kolejnych wydaniach ogłoszenie o święconkach w kaskach rowerowych. Jednak od pomysłu do realizacji droga długa i chwiejna. Kask na głowie - to ochrona solidna, ale przemieniony w święconkę – niestabilny i rozchwiany. Na dodatek serwetki, które do wiklinowego koszyczka pasowały, nijak nie chciały wymościć nowego, wyposażonego w paski wnętrza. Poprosiłam o pomoc koleżankę z artystycznym zmysłem i zręcznymi palcami. Natychmiast znalazła radę w postaci długiego zwoju koronki, który specjalnie umarszczony i przypięty szpilkami przemienił kask w przepiękne gniazdko na wielkanocne, symboliczne wiktuały. W Wielką Sobotę 15 kwietnia 2017 r. ok 11.30 zajechałam na Plac Juranda chroniąc święconkę w kordonkowej siatce. Niestety zawieszona na kierownicy bez ochrony nie dawała pewności, iż zawartość bezpiecznie dotrze do kościoła. Moi koledzy kaski chronili w torbach i reklamówkach. Zebrało nas się ponad dziesięć osób, nie był to imponujący liczebnością peleton, ale za to imponujący siłą i wzajemnym wsparciem. Ku naszemu zaskoczeniu „Kręciołowy” wyczyn fotkami postanowił uwiecznić reporter „Kurka Mazurskiego” - Marek Plitt. Fotografował nas na miejscu spotkania i oznajmił, że będzie czekał przy kościele. Zgodnie z zamieszczonym w prasie lokalnej ogłoszeniem, tuż przed 11.45 przeszliśmy po pasach na chodnik, by dalej jechać właśnie trasą dla pieszych. Baliśmy się, że nasze święconki na bruku ulicy „dostaną wstrząsu” stąd wybór gładkiej powierzchni. Tuż przed kościołem wyjęliśmy niecodzienne święconki utworzone w kaskach i stojąc przy swoich rowerach zostaliśmy poddani prawdziwej próbie aktu wiary i poświęcenia. Deszcz święcił nas do mokrego, a wiatr szarpał i szydził na całego. A my niezłomni, nieugięci wytrwale i dumnie trzymając święconki czekaliśmy na księdza Andrzej Preussa, który w strugach deszczu i wody święconej błogosławił zgodnie z chrześcijańskim obrzędem przyniesione pokarmy. Nasze święconki poświęcone i... niestety przemoczone, ale tradycji zadość się stało, tylko tak trochę było nas mało. Może za rok wszyscy, którzy kaski na głowach noszą też o błogosławieństwo niecodziennych święconek z „Kręciołami” poproszą. Mnie zainspirowali toruńscy motocykliści, których swego czasu widziałam pod kościołem w telewizyjnej migawce, wiem, że w tym roku do nich dołączyli cykliści i strażacy. W Szczytnie też fajnie by było, gdyby w takiej zainicjowanej akcji więcej osób uczestniczyło.

Grażyna Saj-Klocek

Poświęcone i przemoczone